Ameryka wciąż emocjonuje się prognozą kursu huraganu Dorian, w której Donald Trump straszył atakiem wichury na stan Alabama – kiedy synoptycy wytknęli mu, że się myli, prezydent upierał się, że ma rację pokazując poprawioną flamastrem mapę. Cynthia Barnett, znawca historii mórz, opisuje dla POLITICO jak politycy mieszający się do naukowego prognozowania sztormów przyczynili się do wielu morskich tragedii.
Na długo przed Donaldem Trumpem, prawodawcy w XIX-wiecznej wiktoriańskiej Anglii zwalczali wczesne naukowe prognozy sztormów i konsekwencje tego były śmiertelne.
25 października 1859 r. wolno dotąd poruszający się sztorm zawrócił na północ w kierunku Wysp Brytyjskich, a wiatr, którego furia skoncentrowała się nad Morzem Irlandzkim, osiągnął prędkość ponad 150 km/h. Tego wieczoru parowiec Royal Charter, w ostatnią noc dwumiesięcznej podróży z Australii, również zmierzał w stronę wybrzeża z 500 mężczyznami, kobietami i dziećmi na pokładzie.
Nie przeczuwając czyhającego z nieba niebezpieczeństwa, kapitan Royal Charter płynął w kierunku Walii. Jeszcze przed północą, 3000-tonowy olbrzym zaczął nabierać wodę. By schronić się przed wichurą, załoga zakotwiczyła u wybrzeży wyspy Anglesey. Najpierw zerwał się łańcuch na lewej burcie, a godzinę później na prawej. A tuż po świcie następnego dnia wiatr i fale rzuciły Royal Charter na skalisty brzeg, rozbijając jego żelazny kadłub na kawałki.