Nad małymi polskimi firmami wiszą czarne chmury. Szczególnie w branży gastronomicznej każdego dnia można trafić w sieci na posty napisane przez właścicieli żegnających się z klientami. — Obecnie placek po węgiersku kosztuje 32 zł. Gdybyśmy mieli przerzucić wszystkie koszty na stronę klienta, musiałby kosztować ok. 50 zł — mówi manager restauracji Czardasz. Innym firmom nie jest lżej.
Inflacja, podwyżki cen gazu, prądu oraz produktów spożywczych sprawiają, że sytuacja w branży gastronomicznej zaczyna przypominać scenariusz z serialu "Squid game". Restauracje, pizzerie czy cukiernie, upadają w niepokojąco szybkim tempie. Każdego dnia można znaleźć w sieci wzmianki o co najmniej kilkunastu zamkniętych lokalach. Ci, którzy jeszcze tego nie zrobili, przeczuwają, że po nowym roku, podzielą los wyeliminowanych kolegów z branży.
Najlepszy placek w mieście
— Pandemia mocno odbiła się na nas, ale nie tak, jak inflacja. Koszty rosną z dnia na dzień, a liczba też klientów spada z dnia na dzień — mówi Łukasz Szewczyk, manager restauracji Czardasz w Gdańsku.