Mimo kolejnych sukcesów w rozbijaniu Hamasu w Strefie Gazy Izrael ponosi właśnie największą katastrofę wizerunkową w swojej historii.
‚‚Ajeśli pamięć Holokaustu przestanie nas chronić i świat zobaczy Izrael takim, jaki jest naprawdę?” – tekst pod takim tytułem ukazał się niedawno w dzienniku „Haarec”. Jego autor Hagaj El-Ad, znany w swoim kraju działacz LGBT i obrońca praw Palestyńczyków, przypomina słowa Hannah Arendt z 1955 r.: „Arabowie, którzy tutaj zostali, są traktowani w taki sposób, że to wystarczy, żeby zjednoczyć cały świat przeciwko Izraelowi”. Ale wtedy jeszcze nie wystarczyło.
Przez następne 70 lat, jak twierdzi El-Ad, Izrael uzależnił się od dwóch nałogów: totalnej dominacji nad Palestyńczykami i wykorzystywania pamięci Holokaustu jako rodzaju moralnego szantażu, żeby zamykać usta krytykom tej dominacji. Dopiero teraz, po ośmiu miesiącach bombardowań Strefy Gazy, po antywojennych demonstracjach studentów na Zachodzie, po śmielszych protestach zagranicznych polityków tarcza zbudowana na Holokauście się rozwiewa. I „nagle się okazuje, że nie każdy, kto uważa Palestyńczyków za istoty ludzkie, jest antysemitą”.