To historia o tym, jak Fabryka Broni "Łucznik" próbowała zaistnieć za oceanem. Po fiasku amerykańska filia radomskiej spółki nawiązała kontakt z handlarzem z Teksasu, którego działalność mieściła się w "większym blaszaku". Dopóki biznes był realizowany według zasady "najpierw pieniądze, potem towar", wszystko szło dobrze. Problemy zaczęły się, kiedy polscy prezesi postanowili zmienić zasady gry.
— To jest jednoosobowa działalność. Facet dziś handluje bronią, ale jeśli mu nie pójdzie, to jutro zajmie się mydłem, a pojutrze jabłkami – określa amerykańskiego kontrahenta Fabryki Broni "Łucznik" nasz związany z zakładem rozmówca.
— Skupują w Europie Wschodniej stare, poradzieckie karabinki AK, odnawiają je i sprzedają w Stanach. Handlują głównie przez internet. Ich warsztat to taki nieco większy blaszak – mówi kolejna związana z Fabryką Broni osoba, wskazując na odpowiednie zdjęcie.