Dowódcom nie chodzi w pierwszej kolejności o komfort, ale wojskowe obozowisko na Podlasiu w niczym nie przypomina zdjęć z internetu pokazujących urągające warunki bytowe. Przede wszystkim to ma być misja, tyle że w kraju.
Czy na mój przyjazd pomalują trawę na zielono? Pytanie to zadawałem sobie całą drogę z Warszawy do Kolna. Miasteczko nie z własnej inicjatywy stało się bohaterem jednej z internetowych legend – o żołnierzach cierpiących marny los na podlaskim zgrupowaniu zadaniowym. Jego stworzenie ogłosił Mariusz Błaszczak w lipcu. Kilka tygodni wcześniej na nieodległej Białorusi pojawili się relokowani tam w wyniku puczu bojownicy Grupy Wagnera. A tuż przy granicy zaczęły się odbywać ćwiczenia o agresywnym charakterze.
Operacja „RENGAW”, czyli Wagner na wspak
W połączeniu z niegasnącą „presją migracyjną” na odcinek polsko-białoruskiej granicy – niby zabezpieczony stalowym płotem, ale wcale nieochroniony przed próbami jego pokonania – tworzyło to mieszankę wybuchową, przed którą w przedwyborczej atmosferze rząd i MON wolały się zabezpieczyć, nawet jeśli zanadto. Ogłoszono operację pod kryptonimem „RENGAW”, której nazwa początkowo budziła zdziwienie, ale czytana wspak nie pozostawia wątpliwości, o co chodzi.