Pod koniec życia Jan Nowak-Jeziorański, „Kurier z Warszawy”, walczył o przyjęcie Polski do NATO i Unii Europejskiej. A za młodu...
Naprawdę nazywał się Zdzisław Jeziorański. Pochodził z rodziny o patriotycznych tradycjach. Jeden z jego przodków został stracony na stokach warszawskiej Cytadeli wraz z Romualdem Trauguttem – przywódcą powstania styczniowego. Pseudonim Jan Nowak otrzymał w czasie II wojny światowej, gdy zaczął działać w podziemiu.
Nie brał udziału w akcjach zbrojnych, nie posługiwał się bronią, ale inteligencją i sprytem. Z okupowanej Polski przedostał się do Szwecji, Anglii i z powrotem. Dokonał tego nie znając języka niemieckiego. Angielskiego nauczył się w konspiracji – od szkockiego nauczyciela w Warszawie.
Do Sztokholmu Nowak-Jeziorański dotarł pod pokładem statku przewożącego węgiel. „Jestem tu bezpieczny jak w grobie” – żartował, bo omal się nie udusił podczas trwającej 90 godzin podróży. Udana misja spowodowała, że po powrocie do kraju Komenda Główna Armii Krajowej powierzyła mu znacznie trudniejsze zadanie – dostać się do Anglii. W Londynie miał przekonać Brytyjczyków do poparcia idei wybuchu powstania wymierzonego przeciw Niemcom, ale będącego także ruchem uprzedzającym plany podboju Polski przez Józefa Stalina.