Wojewoda, powołując się na ustawę dekomunizacyjną, nakazuje zmianę nazwy szkoły. Byli wopiści, którzy ją budowali, są oburzeni. Radni, mieszkańcy i rodzice podzieleni. Wydaje się jednak, że udało się znaleźć wyjście z sytuacji.
Burza wokół Szkoły Podstawowej nr 4 im. Wojsko Ochrony Pogranicza rozpętała się wraz z początkiem stycznia. To wtedy wojewoda wysłał zawiadomienie o wszczęciu postępowania nadzorczego. Oznacza to, że na mocy ustawy dekomunizacyjnej wojewoda rozpoczął procedurę, zmierzającą do zmiany imienia szkoły. Zdaniem historyków IPN nazwa nawiązuje do totalitaryzmu komunistycznego, jest więc niezgodna z uchwalonym przez rządy PiS prawem.
Po otrzymaniu pisma od wojewody władze szkoły błyskawicznie rozpoczęły prace nad zmianą nazwy. Ale gdy o sprawie zrobiło się głośno i gdy trafiła ona pod obrady komisji wspólnej rady miasta, okazało się, że zmiana nazwy ma wielu przeciwników. Na komisję przyszli emerytowani wopiści, którzy argumentują, że przecież to oni budowali tę szkołę. - W jej wznoszeniu udział brali też pracownicy Kostrzyńskich Zakładów Papierniczych. Ale faktycznie to wopiści byli siłą roboczą. Na budowie było ich 20, 30, czasem 40 – wspomina Tadeusz Łysiak, wiceprzewodniczący rady miasta. Z decyzją wojewody nie zgadza się też część rodziców dzieci, które chodzą do „czwórki”. – Przecież ci ludzie cały czas żyją, kiedyś poświęcali swój czas i budowali tę szkołę. Teraz politycy w Warszawie chcą nam dyktować jak ma się nazywać nasza szkoła – oburza się jeden z rodziców (prosi o anonimowość). Ostatecznie na komisji radni nie podjęli żadnej decyzji.