"Misiewicz był tylko zwykłym rzecznikiem prasowym ministra (...). Rzecznicy ministrów bywali różni, byli tacy, co nosili mundur, cywile, dziennikarze. Nigdy jednak w historii żaden rzecznik prasowy nie doprowadził do zwolnienia dowódcy dywizji. To nam się po prostu w głowach nie mieściło" — zdradza oficer MON w książce Edyty Żemły "Armia w ruinie".
We wtorek przed Sądem Okręgowym w Warszawie ruszył proces byłego rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza, a także innych osób, którym prokuratura zarzuca działanie na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej SA. Publikujemy fragment bestsellerowej książki Edyty Żemły "Armia w ruinie", w której wojskowi ujawnili prawdę o Misiewiczu.
Oficer sił powietrznych: W MON-ie została wtedy stworzona grupa, która miała przeglądać wszystkie teczki akt personalnych od podpułkownika wzwyż. Do jednostek w całej Polsce z departamentu kadr MON-u poszedł rozkaz, by te teczki przekazywać do pałacyku na ulicę Klonową, gdzie urzędował Macierewicz i jego świta na czele z Bartłomiejem Misiewiczem. Przy Misiewiczu, który był szefem gabinetu politycznego ministra i rzecznikiem prasowym, była grupa ludzi, jakichś studentów, bodajże z Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego czy KUL-u.