Jest postacią tak barwną, że aż trudno wyobrazić sobie, by istniał naprawdę. Nazywa się go polskim Jamesem Bondem, być może był protoplastą postaci Hansa Klossa; jest bohaterem serii komiksów i filmu fabularnego. W czasie II wojny światowej przeistoczył się w niemieckiego generała, podróżował w mundurze po całej Europie i wykradł tajne plany. Podobnie jak z historiami innych szpiegów wielu informacji o nim nie sposób zweryfikować i trzeba się oprzeć na jego własnych wspomnieniach.
„Zawsze miałem trzy-cztery możliwe +życia+, żeby w razie czego szybko przeskoczyć” –opowiadał po wojnie. Był więc m.in. spokojnym warszawiakiem Juliuszem Kozłowskim, francuskim przedsiębiorcą Jules’em Lefebre’em, pracownikiem kolei Ost Bahn, porucznikiem, a następnie generałami Wehrmachtu: Juliusem von Hallmanem czy Karlem Leopoldem Jansenem. A także +Bradlem+, +numerem 37+, Leonem Juchniewiczem, Karolem Jasińskim, czy Pierre’em. A nawet ... Kazimierzem Leskim – Białorusinem. Jednym zdaniem był prawdziwym kameleonem. „Przebranie za generała nic by mu nie dało. On się musiał poczuć tym generałem i musiał stłumić w sobie ogromny strach, bo zdekonspirowanie groziło śmiercią” – analizuje gen. Roman Polko, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.