Gerald Birgfellner składający zeznania ws. budowy wieżowca przy ul. Srebrnej 16 przyznał, że prezes PiS nakłonił go do wręczenia 50 tys. zł księdzu Rafałowi Sawiczowi. Okazuje się, że jest on uznany za tzw. duchownego zaginionego - informuje "Gazeta Wyborcza".
Ostatnie rozmowy dziennikarzy "GW" potwierdziły, że Rafał Sawicz miał być rzekomo wikarym w parafii św. Urszuli Ledóchowskiej w Gdańsku-Chełmie. Poinformowano ich jednak, że Sawicz "porzucił stan duchowny". Zapytane o dokładne powody odejścia, osoby związane z parafią twierdziły, że "najciemniej bywa pod latarnią".
Rafał Sawicz był człowiekiem blisko związanym z abp. Tadeuszem Gocłowskim - jednym z fundatorów Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego, który zasiadał w jej radzie do swej śmierci w 2016 roku. Z racji na nie najlepszy stan zdrowia arcybiskupa, w 2008 roku abp. Sławoj Leszek Głódź wyznaczył księdza Sawicza do opieki nad Gocłowskim.
- Sawicz nosił głowę wysoko, o nic poprosić go nie można było, niechętnie podawał słuchawkę biskupowi - twierdzi w rozmowie z "Wyborczą" jeden ze znajomych abp. Gocłowskiego. Obecnie gdańscy duchowni nie wiedzą, gdzie znajduje się Sawicz. Jak podkreślają, "pewnego dnia postanowił sobie pójść i nie jest już duchownym katolickim".