— NATO reaguje dopiero wtedy, gdy zaczyna robić się źle. Tak się nie da wygrać wojny, że jest się ciągle krok za zagrożeniem. Że jest się jak straż pożarna, która zaczyna gasić pożar, jak się pali. Ostatnio jednak NATO się obudziło i to widać. Trzeba wreszcie głośno powiedzieć, że bierzemy całkowicie armię ukraińską na swoje barki. Na co może liczyć Rosja? Na rozłam w Sojuszu. Moim zdaniem się przeliczy — ocenia w rozmowie z Onetem polski wojskowy płk rez. Piotr Lewandowski. Przyznaje jednak, że chwilowo to Rosja ma lepszy moment — pomimo braku własnej udanej ofensywy, udało im się spowolnić Ukraińców.
— Jaka to jest faza wojny? To jest moment, w którym obie strony przygotowują się do większych działań. Teraz mamy sytuację, gdzie pogoda nie sprzyja szerokim działaniom ofensywnym. Czarnoziemu ukraińskiego nie da się oszukać — mówi płk rez. Piotr Lewandowski z Centrum Szkolenia Wojsk Obrony Terytorialnej, były szef bazy tarczy antyrakietowej w Redzikowie i weteran wojny w Iraku i Afganistanie.
Rosyjska maszynka do mięsa. Ale nie popadajmy w skrajność
Ten swoisty impas (choć nie na wszystkich odcinkach), obie strony wykorzystują na swój sposób. Rosjanie tam, gdzie uzyskali większe zdolności (np. rejon Bachmutu), kontynuują walki. — Korzystają z tego, że mają większe zasoby i że nie muszą przejmować się stratami w takim stopniu jak Ukraińcy. Po prostu przepychają rezerwistów przez maszynkę do mięsa.