Polscy generałowie na polecenie byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka wpisali do planów wojskowych pilną potrzebę zakupu śmigłowców wielozadaniowych Black Hawk. Teraz zjadają tę żabę i na polecenie nowej ekipy, która rządzi w MON-ie, urealniają plany i rezygnują z tego kontraktu. — Bałagan wokół śmigłowców pokazuje skrajne upolitycznienie wojska. Decyzje są podejmowane pod wpływem nacisków polityków, a nie tak, by zwiększyć zdolność bojową armii — mówi doświadczony dowódca. W rozmowie z Onetem wojskowi opisują też kulisy całej sytuacji.
Wiceminister Paweł Bejda odpowiedzialny w resorcie obrony za modernizację armii wystąpił w piątek na konferencji prasowej i oświadczył, że wojsko nie kupi 32 śmigłowców S-70i Black Hawk z Polskich Zakładów Lotniczych w Mielcu, należących do amerykańskiej korporacji Lockheed Martin. Potwierdził, że negocjacje zostały zerwane, po czym oddał głos generałom.
Razem z Bejdą na mównicy stali też gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego, gen. pilot Cezary Wiśniewski, który w dowództwie generalnym odpowiada za lotnictwo i gen. Artur Kuptel, szef Agencji Uzbrojenia. Nie był to przypadkowy zestaw oficerów. Wszyscy oni w 2023 r. od byłego ministra obrony Mariusza Błaszczaka dostali zadanie przygotowania planów wojskowych w taki sposób, by uzasadniały one pilną potrzebę zakupu właśnie Black Hawków.