Czwartek 15 lutego 1979 r. wydawał się kolejnym, normalnym mroźnym dniem zimy, nazwanej później zimą stulecia. Słońce wzeszło o godzinie 6.49. Jednak po niespełna sześciu godzinach okazało się, że był to jeden najtragiczniejszych dni w powojennej historii stolicy Polski.
O godzinie 12.37 Śródmieściem Warszawy wstrząsnął potężny wybuch. W powietrze wyleciał III Oddział Powszechnej Kasy Oszczędności Banku Państwowego (PKO BP) przy ulicy Marszałkowskiej, który miał siedzibę w Rotundzie. Według pierwszych doniesień śmierć miało ponieść 10 osób. Niestety, jak się okazało w następnych godzinach i dniach, ten bilans okazał się dalece niepełny – ofiar było zdecydowanie więcej. Zazwyczaj podaje się, że było to 49 osób. Ofiar było 50, gdyż zmarła w szpitalu 23-letnia Wanda Stępień była w ciąży, jej dziecko również nie przeżyło. Oprócz tego było ponad stu rannych – najczęstszymi urazami były uszkodzenia kręgosłupa, złamania rąk i nóg oraz wstrząs mózgu, wiele osób zostało również pokaleczonych odłamkami szkła. Tak na marginesie, gdyby nie lekka konstrukcja Rotundy ofiar śmiertelnych byłoby zdecydowanie więcej. Tym bardziej, że jej budynek został poważnie – w ocenie ekspertów od budownictwa w 70% – zniszczony. Na szczęście nie doszło również do powtórnego wybuchu gazu, którego stężenie jeszcze o 23.00, czyli ponad 10 godzin po wybuchu, kiedy nadal trwała akcja ratownicza, w pobliskim przyłączu telekomunikacyjnym wynosiło 100% dolnej granicy wybuchowości.