Druga wojna kongijska nie jest wydarzeniem zbyt znanym, choć w konflikcie tym brało udział pół Afryki, a pośrednio również niektóre wielkie europejskie koncerny. Zginęło w nim około 5 mln ludzi. Również kino nie interesowało się dotychczas tą tragiczną i wstydliwą kartą w historii ludzkości. Choćby z tego powodu warto zatem zwrócić uwagę na film „Miłosierdzie dżungli”.
Nie ma bohaterów
„Trwa najbardziej krwawa w ostatnim 25-leciu wojna, bezlitosne walki prowadzą ukryte w jednej z najdzikszych dżungli świata bojówki i regularne wojska. Żołnierze i rebelianci walczą o surowce mineralne. Prawdziwą ofiarą tego absurdalnego konfliktu jest ludność cywilna, wciągnięta w niego siłą”.
Tych kilka zdań pada we wprowadzeniu do zrealizowanego w zeszłym roku filmu rwandyjskiego reżysera Joela Karekezi „Miłosierdzie dżungli”. Akcja belgijsko-francuskiej koprodukcji ma miejsce w 1998 r. w prowincji Kiwu w zachodniej części Demokratycznej Republiki Konga, tuż przy granicy z Rwandą (później również w sąsiedniej prowincji Kasai).