Dla Korei Południowej nasz kraj stał się dostarczycielem czystej gotówki. Kupujemy tam czołgi, armatohaubice, wyrzutnie rakietowe i samoloty. Gorzej, że nasz przemysł obronny nie zyska na tym niemal nic. "Żenada, poruta i kretynizm" - mówi o2.pl Bartłomiej Kucharski z magazynu "Wojsko i Technika".
Miało być pięknie, a wyjdzie... jak zwykle? Zakupy sprzętu wojskowego w Korei były reklamowane przez MON jako szansa polskiej zbrojeniówki na rozwój. Zapowiedzi były wielkie: wyrzutnie rakietowe i czołgi idące w setki, armatohaubice, samoloty. Wszystko, oczywiście, polonizowane — z jak największym udziałem rodzimego przemysłu.
Tyle teorii, bo praktyka poszła inną drogą. Resort obrony pochwalił się w środę kolejnymi podpisanymi umowami. Tym razem na zestawy artylerii rakietowej K239 Chunmoo. Ma ich do Polski trafić 72. Ale diabeł - jak zawsze - tkwi w szczegółach.