Witold Pilecki jako pierwszy na świecie udokumentował niemieckie zbrodnie dokonywane w Auschwitz. Kiedy uciekł z obozu, nie mógł przeczuwać, że najtrudniejsze chwile dopiero przed nim. Komuniści wytoczyli mu, poprzedzony wielomiesięcznymi torturami, proces. 3 marca przypada 77. rocznica jego rozpoczęcia. Wojskowego skazano na śmierć.
Proces Witolda Pileckiego rozpoczął się niecały rok po jego aresztowaniu w maju 1947 r. Dwa miesiące później już nie żył, zabity strzałem w głowę. Zanim zginął, był torturowany na wiele wymyślnych sposobów. Bliskim, w przerwie procesu, miał powiedzieć: "Ja już żyć nie mogę, mnie wykończono, Oświęcim to była igraszka". Ostatni moment jego życia opisał po latach ks. Jan Stępień, który w tym samym czasie był osadzony w więzieniu na warszawskim Mokotowie.
Nie zapomnę tego widoku. Prowadzono dwóch skazanych. Pierwszy pojawił się Witold Pilecki. Miał usta zawiązane białą opaską. Prowadziło go pod ręce dwóch strażników. Ledwie dotykał stopami ziemi. I nie wiem, czy był wtedy przytomny. Sprawiał wrażenie zupełnie omdlałego. A potem salwa