Działacz na rzecz praw człowieka, pacyfista, żołnierz, jeniec wojenny: ukraiński intelektualista Maksym Butkiewicz wiele doświadczył. Odkąd został uwolniony z rosyjskiego aresztu, próbuje otworzyć Europie oczy na to, co tak naprawdę jest stawką dla kontynentu w wojnie rozęptanej przez Rosję w Ukrainie. To w więzieniu usłyszał między innymi, że dla imperialistycznych zapędów Moskwy nie tylko Ukraina i państwa bałtyckie, ale nawet Polska to "za mało". Przysłuchiwał się także rozmowom rosyjskich osadzonych i strażników więziennych, dzięki którym dotarło do niego, dlaczego Rosjanie nie buntują się przeciwko władzy, choć często krytykują jej przedstawicieli — z wyjątkiem jednego polityka.
WELT AM SONNTAG: W ostatnich tygodniach na Zachodzie nastąpił drastyczny zwrot w podejściu Ameryki do Ukrainy i bezpieczeństwa Europy. Co sądzisz o tym ty i inni Ukraińcy?
Maksym Butkiewycz: Uogólnianie jest zawsze ryzykowne, ale widzę i czuję, że ten zwrot wywołał wstrząs w ukraińskim społeczeństwie. Nie było to całkowicie nieoczekiwane, ale to coś więcej niż tylko korekta kursu, to zwrot o 180 stopni. Kiedy największy sojusznik Ukrainy nagle staje się potencjalnym sojusznikiem największego wroga Ukrainy, jest to szokujące. Jednak Ukraina postrzega to również nieco inaczej niż inne kraje europejskie. Ukraińskie społeczeństwo już od jakiegoś czasu integruje się ze społeczeństwem europejskim, aby stać się częścią europejskiej rodziny. I ważne jest, aby utrzymać tę europejską tożsamość i niezależność przez cały czas.