Sytuacja na granicy białorusko-polskiej praktycznie się nie zmieniła - ocenia w rozmowie z RedaktionsNetzwerk Deutschland polityczka niemieckich Zielonych, wiceprzewodnicząca Bundestagu Katrin Goering-Eckardt. W zeszłym tygodniu udała się ona w rejon granicy polsko-białoruskiej, gdzie rok temu doszło do eskalacji kryzysu migracyjnego, wywołanego przez reżim dyktatora Alaksandra Łukaszenki.
Według niemieckiej polityczki reżim Łukaszenki nadal "wywiera presję". - Uchodźcy docierają na przykład przez Mińsk i Moskwę. Najwyraźniej są przywożeni do granicy. Tam czeka na nich wysoki płot i straż graniczna. Wciąż regularnie zdarza się, że uciekinierzy forsują płot. Niektórzy proszą w Polsce o azyl, większa część jest odsyłana, niektórym udaje się iść dalej na własną rękę. W większości przebywają w lasach w pobliżu granicy bez jedzenia, ubrań i opieki medycznej - mówi Katrin Goering-Eckardt.
Zarzuca ona polskiej straży granicznej, że "obchodzi prawo azylowe i uważa, iż może zawiesić standardy UE w przypadku instrumentalnego wykorzystywania azylu i migracji". - Aktualnie w UE trwa dyskusja na ten temat. Spór toczy się kosztem ludzi w potrzebie - ocenia niemiecka polityczka. Jej zdaniem strona polska stosuje nielegalne w UE pushbacki, czyli wypychanie uciekinierów z powrotem za granicę.