Rosyjski pocisk manewrujący przelatuje ponad 500 km na zachód nad Polską i rozbija się w lesie. Głowica bojowa zostaje znaleziona dopiero kilka tygodni później. Warszawa jest zaniepokojona, politycy i wojskowi obwiniają się nawzajem. A NATO zadaje sobie kluczowe pytania.
"To nie jest codzienne znalezisko" — prawdopodobnie tak właśnie myślał przechodzień, który 22 kwietnia znalazł w lesie, zaledwie kilka kilometrów od Bydgoszczy, części rakiety. Podczas przejażdżki natknął się na szczątki pocisku rakietowego z napisami w cyrylicy. O swoim odkryciu natychmiast poinformował policję.
Dopiero kilka dni później, 25 kwietnia, na miejscu pojawia się jednostka wojskowa w celu przeprowadzenia dochodzenia. Pociskiem zainteresowało się również Ministerstwo Obrony Narodowej w Warszawie. Sprawa jest zatem poważna.