Kilkudziesięciu żołnierzy, w tym generałowie i pułkownicy piastujący dowódcze stanowiska, ma dyplomy Collegium Humanum. O uczelni zrobiło się głośno, gdy prokuratura postawiała jej rektorowi Pawłowi Cz. zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Uczelnia miała wystawiać poświadczające nieprawdę dokumenty ukończenia studiów. — Powinni poprosić o urlopy albo się zwolnić z wojska — mówi o oficerach gen. Mieczysław Gocuł.
Media od dłuższego czasu informują o nieprawidłowościach w Collegium Humanum. Jednak o sprawie zrobiło się naprawdę głośno, gdy funkcjonariusze z rzeszowskiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali siedem osób, w tym Pawła Cz., rektora tej prywatnej uczelni. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Krajowa. Dotyczy ono m.in. handlu dyplomami tej uczelni, będącymi "przepustką" do rad nadzorczych państwowych spółek.
Kuźnia kadr PiS
Z informacji ze śledztwa wynika, że proceder handlu "lewymi" dyplomami, w większości MBA (Master of Bussiness Administration), ale nie tylko, był prowadzony na bardzo szeroką skalę. Prokuratorzy ustalili, że w Collegium Humanum kształcenie było fikcją, a dyplomy wydawano po wpłaceniu na rachunek uczelni określonej kwoty. W przypadku części nierzetelnych dyplomów, jak ustaliła "Rzeczpospolita", miały co prawda odbywać się egzaminy, tyle że były to testy organizowane zdalnie i nikt nie weryfikował, kto i jak je wypełniał.