Co trzeci uchodźca na świecie żyje w Afryce. Podczas gdy Europa stawia na odgradzanie, sieci przemytników działają coraz profesjonalniej – mówi Jan-Philipp Scholz.
Słysząc o migracji z Afryki, większości Europejczyków w pierwszej kolejności przychodzą na myśl ludzie próbujący pokonać Morze Śródziemne na przepełnionych kutrach czy pontonach. Rzadko myśli się o tym, że zazwyczaj mają oni za sobą inną, bardzo długą i niebezpieczną podróż. Jan-Philipp Scholz, nigeryjski korespondent DW, długo zajmował się skomplikowanymi strukturami przemytu ludzi istniejącymi w Afryce. Teraz opisał je w książce „Handel ludźmi, biznes migracyjny i współczesne niewolnictwo”.
Deutsche Welle: Przez lata zajmował się Pan migracją w Afryce. Jakie można było zaobserwować w tym czasie procesy?
Jan-Philipp Scholz: Zarówno sieci przemytników jak i handlarzy ludźmi wyraźnie się sprofesjonalizowały. Jeszcze kilka lat temu działali głównie przemytnicy z doskoku, którzy tylko dorabiali sobie w ten sposób, często mieli nawet inne zajęcie. Ale teraz coraz wyraźniej widać, że wraz z rosnącymi dochodami, jakie potrafi wygenerować ta branża, rośnie też poziom profesjonalizacji grup przemytniczych.