W Kazachstanie znaleźć można pozostałości po radzieckim programie atomowym. Niegdyś tajne miasta widma, poligony, kratery i rozsypujące się pozostałości infrastruktury, ale przede wszystkim ludzie, na których życiorysach i zdrowiu odcisnęło się piętno zimnowojennego szaleństwa.
Głośny huk wyrywa nas ze snu. W tylne drzwi kampera ktoś łomocze bezlitośnie. Andrzej łapie za gaz pieprzowy. Ja przerażona ostrożnie zerkam na zewnątrz. Jest jasno jak w dzień. Samochód spowity srebrnym światłem księżyca rzuca długi cień. W jego ukryciu rysuje się kontur wielkiego, rogatego łba. Łaciate krówsko raz po raz bodzie nasz kamper w upartych próbach przesunięcia go znad soczystej kępy trawy. Grzmiące "A poszły stąd!" przerywa nocny atak rogacizny.
Ranek przypomina nam, gdzie jesteśmy i jak wysoce nieprawdopodobne było pojawienie się kogokolwiek w miejscu, które obraliśmy za nocleg - opuszczone miasteczko Szagan.