Ostatnie miesiące to okres poważnych zmian na szczytach chińskiej armii. Znikają oficerowie, a w zamian pojawiają się doniesienia o wykrytych przekrętach. Chińskie wojsko na pewno nie jest takie, jak by chciała propaganda Pekinu. Może mu być bliżej do rosyjskiego, niż ktokolwiek przyznaje.
- Chińska armia i korupcja to rzeczy, które trudno od siebie oddzielić. System tak funkcjonował i funkcjonuje - mówi Gazeta.pl Marcin Przychodniak, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Dla osób uważniej śledzących chińskie siły zbrojne to nic nowego, bo kolejne kampanie antykorupcyjne i pokazowe czystki to już coś stałego. Pomimo tego mijają lata i dekady, a problem dalej jest i jego skala prawdopodobnie jest poważna i wpływająca na realną sprawność wojska.
To coś zupełnie odmiennego od oficjalnego przekazu na temat chińskich sił zbrojnych. W tej pudrowanej rzeczywistości rosną one w siłę, gwałtownie się modernizują i są absolutnie zdyscyplinowane. Któż nie widział nagrań z defilad, podczas których tysiące i tysiące chińskich żołnierzy maszerują pod linijkę jak nieludzkie automaty. W połączeniu z wojowniczą retoryką pod adresem Tajwanu, pogarszającymi się relacjami z USA i wsparciem dla agresywnej Rosji, może to napawać obawami. W rzeczywistości chińskie wojsko ma ukryte problemy strukturalne, które najpewniej istotnie obniżają jego realny potencjał bojowy. Jednym z nich jest korupcja.