Sofia Ennaoui musiała zrezygnować ze startu w lekkoatletycznych mistrzostwach świata, ze względu na uraz, do którego doprowadziło szkolenie wojskowe. Ganianie drobniutkiej sportsmenki polskiej armii nic dobrego nie przyniosło, a lekkoatletyce – zaszkodziło – podkreśla Maciej Petruczenko, felietonista i dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.
Mamy obecnie tak wielkie nasilenie różnego rodzaju krajowych i międzynarodowych mistrzostw, że entuzjaści sportu mogą dostać zawrotu głowy, zwłaszcza wtedy, gdy transmisje z różnych dyscyplin idą w tym samym czasie. Podziwiając aktorów sportowej sceny, bardzo łatwo zapomnieć, że to nie bezduszne kukiełki ani biologiczne automaty, ale żywi ludzie.
Dlatego w obliczu zaczynających się 27 września lekkoatletycznych mistrzostw świata wypada skierować tę uwagę do wielu mądrych głów naszej armii, między innymi do pułkownika Kazimierza Łuckiego, który w ubiegłym roku na stronie internetowej formacji lądowych pokazał się jako osoba z honorami witająca w Centrum Szkolenia Wojsk Inżynieryjnych i Chemicznych we Wrocławiu dwie znakomite polskie lekkoatletki: mistrzynię Europy w biegu na 400 metrów (a także w sztafecie 4x400 m) Justynę Święty-Ersetic i wicemistrzynię kontynentu na 1500 m – Sofię Ennaoui. Ta ostatnia – w atrakcyjnym spocie – pięknie zareklamowała patriotyczną akcję „Zostań żołnierzem Rzeczypospolitej”, którym sama z największą ochotą została, mądrze myśląc o przyszłości po zakończeniu sportowej kariery. Co jednak z tego jej posunięcia po niespełna roku wynikło?