Amerykańskich planistów strategicznych niepokoją ruchy egipskiego wojska. Stany Zjednoczone od wielu lat uważają Egipt za swojego bliskiego sojusznika w Afryce Północnej, ale ostatnio na tych relacjach pojawiła się rysa. Kair postanowił zbliżyć się do Pekinu, ale winnym takiego stanu rzeczy jest Waszyngton.
We wtorek rozpoczęły się oficjalnie ćwiczenia wojskowe "Afrykański Lew", rokrocznie organizowane przez Stany Zjednoczone. Tegoroczna edycja manewrów jest największa w historii - bierze w niej udział ponad 10 tys. żołnierzy z 40 krajów, w tym siedmiu z NATO.
Choć manewry rozpoczęły się w Tunezji, to w maju zostaną przeprowadzone na poligonach w Ghanie, Maroku i Senegalu. Wojska z ponad połowy krajów Afryki będą ćwiczyć operacje powietrzne i desantowe oraz ataki sił specjalnych, ale skupią się też na cyberbezpieczeństwie i wykorzystaniu broni "nowej generacji".
W Tunezji manewry prowadzą wojska Ghany, Kenii, Libii, Nigerii, Hiszpanii, Tunezji, Stanów Zjednoczonych i Egiptu. Szczególnie interesująca jest obecność tego ostatniego kraju.