We wtorek Sebastian zdobył swój piętnasty złoty medal mistrzostw świata. A w piątek robił w swoim gabinecie USG pani Magdzie. Nie miała pojęcia, że ginekolog, który ją bada, to najlepszy pilot szybowcowy na świecie.
To był słoneczny wrześniowy dzień. Leszek Żabicki, szef Górskiej Szkoły Szybowcowej Żar, pamięta z niego niewiele. Leciał z Dawidem, młodym pilotem z licencją turystyczną, który uczył się holowania szybowców. Kiedy samolot nagle wyhamował i obrócił się pionowo, Leszek złapał za ster i wrzucił pełny gaz, ale było za późno. Zaczęli ścinać wierzchołki drzew. Najpierw pękła przednia szyba. Leszek pamięta jeszcze, że gdy już się rozbili, nie mógł się ruszyć, a paliwo ciekło mu po twarzy. Krzyczał do Dawida: — Uciekaj, bo się zapalimy!.
Później była ciemność. Pustka. Czarna dziura w pamięci.
Sebastian był akurat na płycie lotniska z córką. Nagle ktoś krzyknął: — Patrzcie, co się dzieje!
Usłyszeli huk, kilka chwil później razem z Andrzejem, mechanikiem, który też przebywał na lotnisku, dotarli na miejsce katastrofy. Sebastian, jak przystało na lekarza, szybko ocenił sytuację. Leszek miał mniej szczęścia od Dawida – blachy połamały i pocięły mu nogi, były całe pokiereszowane. Sebastian próbował tamować masywne krwawienie rękami. Instruował Andrzeja.