Inwazja rosyjskich dronów nadała nowy impuls współpracy zbrojeniowej Polski i Ukrainy. Ale kilka lat zaniedbań trudno będzie nadrobić w kilka miesięcy, a nawet tygodni, jakie zostały na skorzystanie z unijnego wsparcia. Trzeba się spieszyć.
W Polsce panika sprzed miesiąca prawie minęła. Moskwa nie ponowiła próby pogwałcenia polskiej przestrzeni powietrznej, co pomogło utrzymać przekonanie, że system reagowania – mimo wysokich kosztów bezpośrednich i ubocznych – działa prawidłowo. A odstraszanie w ramach NATO, wsparte stanowczymi wypowiedziami politycznymi, powstrzymuje Rosję przed ponowną próbą.
Rosyjskie drony zostawiły jednak na niebie ślad, bo zagrożenie nie zniknęło. Cała Europa od tygodni mówi o dronowych murach, tarczach i zaporach budowanych na wzór lub przy wykorzystaniu doświadczeń Ukrainy – a najlepiej – we współpracy z nią. W Polsce też padł sygnał polityczny. Premier Donald Tusk zadeklarował, że to, co dzieje się w Ukrainie, „to też nasza wojna”, a w Ukrainie w ciągu niespełna miesiąca gościli kolejno: minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, jego zastępcy odpowiedzialni za zakupy zbrojeniowe i modernizację wojska oraz od strategii obronnej, a także szef MSZ wraz z delegacją międzyresortową.