Na jednym z warszawskich lotnisk rozstawił się najdroższy z najnowszych nabytków polskiej armii – jednostka ogniowa systemu antyrakietowego Patriot. Spokojnie, to tylko ćwiczenie, które ma pokazać, jak szybko antyrakiety z bazy w Sochaczewie mogą trafić na pozycje bojowe w środku miasta. Scenariusz przyprawiający o ciarki na plecach, ale realny, jak pokazuje wojna w Ukrainie.
Niedziela rano, pogoda kiepska, ruch znikomy. Spokój zakłóca kawalkada kilkudziesięciu ciemnozielonych pojazdów prowadzonych przez pojedynczy samochód Żandarmerii Wojskowej na sygnale. Konwój porusza się cicho i sprawnie. Nie ma blokad ulic, bo nie ma takiej potrzeby. Policja asystuje z daleka, a dwa samochody terenowe wiozą uzbrojonych żołnierzy w kominiarkach. Spojrzenia mają takie, że grozić bronią nie muszą, przynajmniej wobec ciekawskich przechodniów czy branżowych obserwatorów zaalarmowanych porannym twittem ministra obrony Mariusza Błaszczaka, który tak pochwalił się ćwiczeniami: „Polskie wyrzutnie Patriot przemieszczają się z Sochaczewa na lotnisko na warszawskim Bemowie, gdzie zostaną rozstawione. To ważny element szkolenia żołnierzy z 3. Warszawskiej Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej”.