Syryjska wojna ominęła tereny północne - mówi polski korespondent wojenny Paweł Pieniążek, który doskonale zna tematykę syryjskich Kurdów. - Pojedyncze strzelaniny, pojedyncze walki tak, ale na północy nie toczyła się wielka batalia. Teraz zagrożenie takiej batalii się pojawia.
Paweł Pieniążek (ur. 1989 r.) jest polskim korespondentem wojennym, który pisał z frontów Ukrainy oraz Syrii. Na terenach, gdzie dziś toczą się walki kurdyjsko-tureckie, spędził niemal rok. Owocem tej wyprawy reporterskiej jest jego najnowsza książka, która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne pt. "Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii".
Z Pawłem Pieniążkiem rozmawia Bartosz Rumieńczyk
Jesteś zaskoczony atakiem Turcji? Bo tak piszemy od wczoraj w mediach, ale przecież tak naprawdę to żadne zaskoczenie.
Tak, to żadne zaskoczenie. Groźba tego ataku wisiała w powietrzu już od dłuższego czasu. Stany Zjednoczone nie były zainteresowane pozostaniem w Syrii długoterminowo, co więcej zbliżają się wybory prezydenckie i myślę, że Trump chciałby ogłosić sukces - a przecież wycofanie wojsk z Syrii jest czymś, co on obiecywał od samego początku swojej kadencji. Polityka wracania do domu jest dla niego bardzo ważna. Z drugiej strony Turcja cały czas groziła, że zaatakuje północną Syrię. Było więc jasne, jak ta układanka się porozkłada: jeśli Stany wyjdą, na ich miejsce wejdzie Turcja. Ewentualnie szybciej od Turcji mogłaby uderzyć władza w Damaszku wraz z Rosją i Iranem, by zająć te tereny jako pierwsza. Do tej pory tak się jednak nie stało.