- Jeżeli doszło do sytuacji, gdzie niewygodne dla władzy osoby, czy z opozycji, czy z własnego środowiska, były w sposób nielegalny podsłuchiwane, to sprawa nie może być zamieciona pod dywan - mówi Interii były minister rolnictwa w rządzie PiS Jan Krzysztof Ardanowski. - To nie jest rzecz błaha i musi być wyjaśniona - podkreśla.
Łukasz Szpyrka, Interia: Ma pan kontakt z prezesem Jarosławem Kaczyńskim po tym, co działo się z "Piątką dla zwierząt"?
Jan Krzysztof Ardanowski, poseł PiS, były minister rolnictwa: - Nie. Miałem z prezesem rozmowę bezpośrednio po tych wydarzeniach. Podtrzymałem wtedy stanowisko o wielkiej szkodliwości "Piątki dla zwierząt". Prezes miał inne zdanie, uważając, że nie była ona wielkim zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. Pytałem, z czego wynika jego przekonanie? Człowieka, który przecież nie ma wiedzy na temat funkcjonowania rolnictwa. Cenię go za analityczne podejście do ogólnych spraw, ale o rolnictwie wiedzę ma praktycznie żadną. Stwierdził, że jego głównym doradcą w sprawach "Piątki dla zwierząt" był komisarz Janusz Wojciechowski, któremu on ufa i uważa, że jego opinia - całkowicie sprzeczna z moją - była ważniejsza. Ustaliliśmy, że każdy pozostanie przy swoim zdaniu. Prezes przekonuje, że "Piątka dla zwierząt" nie niosła zagrożeń, a dla mnie była śmiertelnym zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. Rozstaliśmy się w zgodzie, chociaż sprzeciwiając się wiedziałem, jakie konsekwencje miałem ponieść. Przyjąłem to ze spokojem i przekonaniem, że wypracowane zaufanie rolników jest ważniejsze od nieprzemyślanych nakazów partii. Od tego czasu żadnej rozmowy między nami nie było.