Rozpadający się Związek Radziecki nie miał głowy do dziwnego majora Zakirowa, który dzięki temu zdążył dotrzeć do wielu żyjących świadków zbrodni katyńskiej. 13 kwietnia to Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej, ustanowiony przez Sejm RP 11 lat temu w rocznicę mordu na polskich oficerach.
Urodzony w 1952 r. Oleg Zakirow jest prawosławnym Rosjaninem po matce i Uzbekiem po ojcu, potomku szlacheckiego rodu. To był pierwszy powód, dla którego wszędzie był obcy – w Moskwie – Uzbek, w Taszkiencie – Rosjanin. Wyniósł z domu przekonanie, że sowiecka władza w centrum państwa jest uczciwsza niż na prowincji, i że wielka zmiana będzie możliwa, gdy u władzy znajdą się porządni ludzie. Trzeba tylko oczyścić kraj ze złodziei i łapowników. Chciał skończyć prawo i zostać prokuratorem śledczym.
Po trzecim roku studiów uznał, że w KGB będzie miał więcej możliwości walki z korupcją na wysokim szczeblu. Jeszcze się wahał, ale ojciec na wszelki wypadek zmienił mu nazwisko na Zakirow. Wyjaśnił to dopiero latem 1981 roku, chodziło o dziadka, „wroga ludu” rozstrzelanego w 1931 roku.