Rumuni idą się do urn, aby wziąć udział w długo oczekiwanej pierwszej turze wyborów prezydenckich. Stawka jest bardzo wysoka, nie tylko dla Rumunii, ale także dla Unii Europejskiej, NATO, a nawet dla wojny Rosji w Ukrainie. Faworytem jest oskarżany o prorosyjskość George Simion, 38-letni lider skrajnie prawicowej formacji Związek na Rzecz Jedności Rumunów (AUR). Choć Putina nazwał "zbrodniarzem wojennym", na myśl o jego wygranej drży cały Zachód. — Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że będziemy przestrzegać prawa UE — zapowiada w rozmowie z POLITICO.
Głosowanie w ten weekend, które jest następstwem odwołanych wyborów w listopadzie ub.r., zadecyduje, którzy dwaj kandydaci – spośród grona skrajnie prawicowych podżegaczy i przeciwników UE – przejdą do niezwykle ważnej drugiej tury 18 maja. O drugiej turze Rumuni mówią już teraz, bo zwycięstwo kogokolwiek już w pierwszej odsłonie politycznych zmagań wydaje się nieprawdopodobne.