W wyborach do moskiewskiej rady miejskiej rosyjska liberalna opozycja osiągnęła wielkie zwycięstwo, ale nie polega ono tylko na tym, że partia Władimira Putina wypadła tak marnie. Zobaczyliśmy, że oto w Rosji zaszła istotna zmiana: ludzie strząsnęli z siebie poczucie bezsilności w obliczu wszechwładzy rządu, pisze dla POLITICO niezależny dziennikarz Leonid Ragozin.
W Rosji konformizm to dla przeważającej większości najbezpieczniejsza metoda przetrwania – "nie wychylać się" to dewiza jeszcze z czasów sowieckich. W związku z tym dla polityków opozycyjnych największym wyzwaniem nie są działania władzy mające uniemożliwić im udział w wyborach ani rozpędzanie prodemokratycznych protestów.
Jest tym coś, co Rosjanie określają słowem "bieznadioga" (po polsku "beznadzieja") – zbiorowe poczucie bezsilności, które paraliżuje wszelkie trwałe wysiłki zmierzające do zmiany status quo i marginalizuje tych, którzy tego próbują.