Przez ostatnie cztery lata świat stał się zdecydowanie mniej przewidywalny. I nasi przeciwnicy, i sojusznicy wykonali dwa kroki do przodu. My również, ale zrobiliśmy też kilka kroków wstecz
Nieco ponad rok po agresji Rosji na Ukrainę i nielegalnym zajęciu Krymu, kilka miesięcy po spektakularnym zwycięstwie Rosjan w Debalcewie na wschodzie Ukrainy, w Polsce zmienił się rząd. Gdy 16 listopada 2015 r. urząd ministra obrony obejmował Antoni Macierewicz, sytuacja w regionie była bardzo napięta. Zachód zdał sobie sprawę, że rosyjski niedźwiedź znów się obudził, a czasy pokojowej koegzystencji z Moskwą minęły. Coraz bardziej prawdopodobne wydawało się spełnienie wizji prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w 2008 r., podczas najazdu Rosji na Gruzję, mówił do demonstrantów w Tbilisi: „Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!”. Jednocześnie coraz bardziej złowieszczo zaczęły brzmieć słowa prezydenta Władimira Putina, który już kilka lat wcześniej stwierdził, że największą katastrofą geopolityczną XX wieku był rozpad ZSRR.
Od tej pory zmiany na świecie nie poszły w korzystnym dla nas kierunku