Działania na froncie, ratownictwo medyczne i walka z żywiołem - śmigłowce stanowią jeden z podstawowych narzędzi dla współczesnych armii i służb cywilnych. O ich efektywności i potrzebie gorzko przypomniały nam tegoroczne powodzie na południu Polski. Przypomniały też o potrzebie modernizacji i zwiększenia liczb śmigłowców w Wojsku Polskim. O tym ile i jakie śmigłowce powinna zakupić Polska oraz jak ważna dla bezpieczeństwa kraju jest stała modernizacja floty śmigłowcowej opowiada GeekWeekowi Jacek Libucha, prezes zarządu PZL-Świdnik oraz były dowódca szwadronu szturmowego w 25. Brygadzie Kawalerii Powietrznej.
Marcin Jabłoński: Jak wielkim wyzwaniem jest proces modernizacji bazy śmigłowców w Polsce?
Jacek Libucha: Bardzo dużym, bo dziś większość śmigłowców, zwłaszcza tych z przedrostkiem "Mi" jest po prostu albo nieprzystosowana do współczesnych wymagań operacyjnych, albo doktryna operacyjna na tyle się zmieniła, że ich zdolności i możliwości nie są wystarczające jak na kraj członkowski NATO. Tu nie chodzi tylko o ich wiek, ale zaplecze techniczne i bazę logistyczną. Zobaczmy, że części do większości z nich już nie można pozyskać, bo są to konstrukcje poradzieckie, których produkcja była ulokowana albo w Rosji, albo na Ukrainie. Wojsko więc musi pilnie inwestować w śmigłowce, ponieważ one stanowią jedyny środek transportu zapewniający unikalne zdolności szybkiego przemieszczania wojska, sprzętu, czy wykonywania misji ratowniczych, w tym w warunkach bojowych. Śmigłowce mogą dotrzeć w trudno dostępne miejsca, pozbawione infrastruktury lotniskowej. Mogą też wykonywać wiele zadań, często bardziej efektywnie niż środki transportu lądowego czy samoloty lub drony. Zwyczajnie są nie do zastąpienia.