"Przyszedł do mnie mój żołnierz, doświadczony podoficer, kilkadziesiąt lat służby, misje bojowe w Iraku i Afganistanie, zagraniczne kursy i szkolenia, i oświadczył, że odchodzi. (...) Powiedział, że ma już dość zabawy żołnierzami i że nie po to szkolił się tyle lat, żeby teraz robić za atrakcję na dożynkach" - opowiada jeden z rozmówców Edyty Żemły, autorki książki "Armia w ruinie".
Poniższy fragment pochodzi z książki "Armia w ruinie" autorstwa Edyty Żemły, wydanej 17 lipca 2024 roku nakładem Wydawnictwa Czerwone i Czarne.
(...) Starszy szeregowy: Jak na imprezę na granicy przyjeżdżał Błaszczak ze świtą, na obozowisko były przywożone nawet specjalne vipowskie toi toie zamykane na klucz. Kazali dyżurnemu trzymać klucze, żeby nikt postronny do nich nie wchodził. Jeśli znalazł się taki, który się zgodził trzymać te klucze, to stał przy kiblach. Ale byli też żołnierze, którzy potrafili się postawić. Mówili, że nie będą kibla pilnować, że nie po to są w wojsku, nie po to na granicę przyjechali. Byłem świadkiem, jak pewien chorąży tak się postawił. Kapelan - już go u nas nie ma, w porządku chłopak - powiedział do niego wtedy: "Masz jaja, chłopie", bo jednak trzeba było mieć jaja, żeby się takim ludziom postawić.