Jednym z najważniejszych obowiązków urzędników państwowych jest pilnowanie, by publiczne pieniądze były wydawane skromnie, rozsądnie i efektywnie. Przypadek Polskiej Fundacji Narodowej pokazuje, że minister kultury tego obowiązku nie wypełnia.
Mój znajomy, były dziennikarz, pracuje w dużej firmie PR w Waszyngtonie i nie jest to sławna już White House Writers Group. Gdy opowiedziałem mu o PFN, nie był zdziwiony. - My to nazywamy umową bananową - usłyszałem. - Każda firma PR marzy o czymś takim, bo daje jej bezpieczeństwo i stabilizację.
Umowa bananowa to umowa z instytucją reprezentującą kraj Trzeciego Świata, którego urzędnicy muszą się wykazać przed swoimi przełożonymi, że inwestują w dobre stosunki z decydentami w Waszyngtonie. Firma mojego znajomego ma taką umowę na kilkadziesiąt tysięcy dolarów miesięcznie z MSZ-em jednego z krajów afrykańskich.