Polak, który od wielu miesięcy walczy z Rosją w Ukrainie, został postrzelony przez rosyjskiego żołnierza z bliskiej odległości, broniąc ukraińskich pozycji przed atakiem. Do zranienia doszło na jednym z kluczowych odcinków frontu, gdzie cierpiąca na deficyt żołnierzy ukraińska armia jest poddawana falowym atakom Rosjan. Nasz rodak przeszedł już dwie operacje i czeka go kilkumiesięczna rekonwalescencja.
Do zdarzenia doszło na początku stycznia w rejonie pomiędzy kontrolowanym przez Rosjan Bachmutem a miastem Czasiw Jar. Ukraińcy prowadzą zaciekły opór w Czasiw Jarze i jego okolicach, ponieważ miasto ma strategiczne znaczenie w walkach o Donbas. Leży ono na wzniesieniu, co sprawia, że łatwiej je bronić niż atakować. Gdyby jednak Rosjanie zdobyli je, zyskaliby świetny punkt wypadowy do ofensywy na kolejne miejscowości – Konstantynówkę, a dalej największe miasta kontrolowanego przez Ukraińców Donbasu – Kramatorsk i Słowiańsk.
Polak ranny w Ukrainie
3 stycznia Rosjanie przypuścili feralny atak na pozycje, których bronił 35-letni Polak o przydomku "Loki". Dwóch z nich przedarło się aż do zajmowanych przez ukraińskie wojsko okopów. Polak wraz z ukraińskim żołnierze ruszyli w kierunku Rosjan, aby – według ukraińskiej nomenklatury wojskowej – "zaczyścić" okop. "Loki" szedł pierwszy. Na bieżąco otrzymywał informacje o pozycji Rosjan ze znajdującego nad nimi ukraińskiego drona. Te nie okazały się jednak wystarczająco precyzyjne.