On czerpał przyjemność z pomagania. Nie robił tego dla poklasku, żeby ktoś go docenił. Jedna z Ukrainek, której pomógł, kiedy dowiedziała się o śmierci Bogusława, następnego dnia przyjechała z Gliwic do Przewodowa, żeby wesprzeć rodzinę.
Mateusz Ćwikliński - w Agrocomie jest dyrektorem - bardzo dobrze pamięta poprzedni wtorek. Była 15.35, kiedy na placu przed siedzibą firmy rozmawiał przez komórkę. Nagle usłyszał świst, a dwie sekundy później potężny grzmot. Od razu pomyślał, że coś się musiało stać w suszarni zboża. Może wybuchł piec, może jeden z dużych zbiorników.
Rozłączył się i od razu wsiadł do samochodu. Z siedziby Agrocomu w Setnikach na Lubelszczyźnie do suszarni w Przewodowie są zaledwie trzy kilometry. Prosta, równa droga bez skrzyżowań biegnąca między polami. Ćwikliński na miejscu był po trzech, może czterech minutach. Dużo dymu, rozrzucony wszędzie gruz, odłamki szkła z wybitych w budynkach szyb, przewrócona naczepa i wysypana kukurydza. Tak wyglądał plac tuż po eksplozji.