Służby walczą z powodzią wszelkimi dostępnymi środkami i siłami. Niestety po latach zaniedbań rządzących środki, jakimi dysponują żołnierze, strażacy i policjanci, nie przystają do potrzeb i warunków, w jakich muszą działać. I nie zanosi się, żeby miało być lepiej.
Powódź tym razem nie zaskoczyła służb. System ostrzegania zadziałał. Straż Pożarna, Policja, wojsko, szpitale – wszystko to zostało postawione w stan gotowości jeszcze przed nadejściem wielkiej fali. Choć skala powodzi w niektórych momentach mogła zaskoczyć, to służby starały się z całych sił. Niestety przy okazji zostały obnażone poważne braki. Eksperci mówili o nich od lat, a zaniedbania nawarstwiały się z każdym rokiem. I ujawniły niemal natychmiast, gdy wezbrały rzeki.
Osiem lat temu pisałem, że podczas powodzi tysiąclecia w 1997 r. w sumie operowało ponad 40 śmigłowców. W 2010 r. w akcji ratunkowej również brało udział około 40 maszyn. Przez cały czas były to te same maszyny. Dziś najmłodsze mają około 30 lat. Najstarsze ponad 40. Wówczas zastanawiałem się, czy Polska byłaby w stanie wystawić raz jeszcze tak dużą flotę śmigłowców. I osiem lat temu jeszcze była, choć z trudem. Czy sytuacja od tamtej pory się poprawiła? Niestety nie. Jest wręcz gorsza. Kiedy woda rujnowała dorzecze Nysy Kłodzkiej, udało się zebrać zaledwie 10 śmigłowców.