Gdy z nieba lała się już ściana wody, dzwoniliśmy po nocy do województwa i mówiliśmy, że jest źle i trzeba już działać. Uważano, że panikujemy — mówi w rozmowie z Onetem jeden z samorządowców. Włodarze z Dolnego Śląska i Opolszczyzny przyznają, że rząd zdaje obecnie egzamin, ale "w pierwszych godzinach powodzi aparat państwa działał tragicznie". — Jeśli ostatecznie ktoś za to, co się stało, nie "beknie", to ja już w Polskę nie wierzę — słyszymy.
Premier Donald Tusk prowadzi posiedzenia sztabów kryzysowych we Wrocławiu, jeździ na wały, odwiedza zniszczone przez wodę miasta i wsie. Wygłasza też połajanki dla urzędników, policji czy samorządowców. Szef rządu we wtorek nie szczędził gorzkich słów pod adresem Tauronu. W środę odsunął od zarządzania zniszczonymi miastami burmistrzów Stronia Śląskiego i Lądka-Zdroju. W czwartek miał pretensje do IMGW o zmieniające się prognozy stanu wody na Odrze.
Odgrywamy obecnie spektakl z "dobrym carem i złymi bojarami" — mówią w rozmowie z Onetem urzędnicy służb wojewódzkich z Opola i Wrocławia, którzy są zirytowani tym, że pracują dzień i noc, a premier zarzuca im, że pomoc dla zniszczonych miejscowości dalej jest zbyt wolna.