Prezes PiS woli koty, więc o psie emerytury zatroszczyli się posłowie opozycji. Gdyby nie oni, sprawa by przepadła.
W nocy 18 września 2020 roku Sejm uchwalił zmiany w Ustawie o ochronie zwierząt. W tekście znalazł się zapis, przyznający świadczenie finansowe opiekunom czworonogów, które zakończyły służbę w formacjach mundurowych.
Art. 18a. 1. Opiekunowi zwierzęcia wykorzystywanego do celów specjalnych, które na mocy decyzji właściwego organu zostało wycofane ze służby, przysługuje miesięczne świadczenie na jego utrzymanie, pochodzące ze środków tego organu, wypłacane do czasu zgonu tego zwierzęcia. 2. Organ, który wydał decyzję o wycofaniu zwierzęcia ze służby, ma prawo do kontroli sposobu wykorzystania świadczenia, o którym mowa w ust. 1, w tym prawo do jego cofnięcia oraz prawo do odebrania zwierzęcia, w przypadku stwierdzenia niehumanitarnego traktowania zwierzęcia lub braku należytej pielęgnacji albo braku zapewnienia właściwych warunków bytowania. 3. Rada Ministrów określi, w drodze rozporządzenia, wysokość świadczenia, o którym mowa w ust. 1, oraz zasady jego wypłacania, w tym wzór wniosku opiekuna o jego przyznanie.
Walka o takie świadczenie, zwane psią emeryturą (chociaż dotyczy także koni), trwała pięć lat. Zainicjowali ją związkowcy z Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej. Pisali prośby, apele, publikacje, wnioski. Walili głową w mur.