Im bardziej Stany Zjednoczone będą się oddalać od Europy, tym częściej Amerykanie, wiedząc, że zależymy od nich w zakresie bezpieczeństwa, będą nas szantażować. Polska musi retorycznie pozostać proamerykańska, ale gdy się nam to opłaca, grać na Europę. Podstawowym wyzwaniem w relacjach z Waszyngtonem jest jednak to, że Polacy sami z siebie zachowują się w niepotrzebnie uniżony sposób wobec Amerykanów.
Wypowiedź przyszłego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce Thomasa Rose’a, który stwierdził, że nałożenie podatków na amerykańskie firmy technologiczne zaszkodzi relacjom Polski z USA i skutkować będzie retorsjami ze strony Donalda Trumpa, wywołała burzę wśród polityków i komentatorów.
Przyszły szef amerykańskiej placówki w Polsce wypowiedział się w co najmniej niestosowny sposób. Thomas Rose, gdyby chciał dać wyraz niezadowoleniu Waszyngtonu z powodu projektu podatku, mógłby to zrobić, tak jak zasadniczo postępuje się w dyplomacji, czyli zakulisowo. Alternatywnie mógł też "wyrazić nadzieję, że Polska, pracując nad projektem nowego podatku, uwzględni tradycyjnie przyjazne relacje naszych państw", czyli wypowiedzieć się publicznie, ale zarazem w sposób dyplomatyczny.