Rosjanie w większości wierzą, że prezydent Władimir Putin ma rację w sprawie Ukrainy i NATO. Ale jeśli nie mieli wątpliwości, by zgadzać się z nim w sprawie słuszności aneksji Krymu osiem lat temu, to teraz jest mocno wątpliwe, czy z równym entuzjazmem będą gotowi pójść na wojnę – zwłaszcza, że tym razem oznaczałoby to prawdziwe i krwawe starcie zbrojne, pisze w POLITICO Uliana Pawłowa, niezależna dziennikarka z Moskwy.
W centrum Moskwy tuż pod murami Kremla, Rosjanie nadal świętują swoje długie zimowe wakacje. Pokryty bazaltową kostką Plac Czerwony, stał się miejscem świątecznego festynu, na którym roi się od imprezowiczów.
Jest tam lodowisko i karnawałowe przejażdżki. Kolejki po grzane wino i słodkie pączki wiją się wśród tłumu. Małe dzieci wirują w kolorowych filiżankach, z głośników słychać nostalgiczne radzieckie piosenki, dowodzące tęsknoty za przeszłością, której ci najmłodsi nigdy nie doświadczą.