To była egzekucja, przed śmiercią ukraiński fotoreporter Maks Łewin mógł być przesłuchiwany albo torturowany, a towarzyszący mu żołnierz - spalony żywcem. "Zginął, bo walczył o wiarygodne informacje. My walczymy o odnalezienie sprawców" - piszą Reporterzy bez Granic.
„Maks Łewin i jego przyjaciel zostali zabici przez rosyjskich żołnierzy w lesie pod Kijowem 13 marca. Prawdopodobnie wcześniej byli torturowani" – czytamy w opublikowanym w środę raporcie Reporterów bez Granic (RSF), zatytułowanym „Zabójstwo ukraińskiego dziennikarza Maksa Łewina: Dowody na egzekucję przeprowadzoną przez rosyjskie siły".
Organizacja broniąca dziennikarzy na całym świecie na przełomie maja i czerwca posłała na Ukrainę dwóch śledczych: Arnaud Frogera, szefa jej działu śledczego, i Patricka Chauvela, francuskiego fotoreportera, który pracował z Łewinem w Donbasie pod koniec lutego. Na podstawie zdjęć, opowieści świadków i dowodów rzeczowych ustalili, że Łewin i jego towarzysz zostali „zamordowani z zimną krwią".