Na granicy polsko-białoruskiej trwa wywołany przez Aleksandra Łukaszenkę i Władimira Putina kryzys migracyjny. W tym czasie na terenach przygranicznych z Ukrainą Rosja gromadzi swoją armię. Czas i miejsce są nieprzypadkowe. Waszyngton ostrzega, Moskwa zaprzecza, a świat wstrzymuje oddech, bo Kijów mówi o konkretnej dacie ataku na Ukrainę. - Kreml testuje NATO i chce politycznych korzyści – mówi Onetowi dr Witold Sokała, przewodniczący rady i ekspert Fundacji Po.Int.
To jeszcze cynizm, czy już obsesja, czyli świat po rosyjsku
W Europie Środkowo-Wschodniej Rosja ma obecnie kilka celów:
Po pierwsze, kryzys na granicy polsko-białoruskiej ma wymiar tak społeczny, jak i geopolityczny. – Rosjanie testują spoistość Zachodu i determinację, jeśli chodzi o zaangażowanie w regionie – przekonuje dr Sokała. Moskwa chce pozyskać wiedzę operacyjną i w praktyce dowiedzieć się, jak zachowa się NATO w sytuacji realnych zagrożeń. – Rosja obserwuje, jak przeprowadzana jest mobilizacja sił Zachodu, jak wygląda transport i logistyka. Dla przyszłych planistów wojen jest to bardzo cenna informacja. Prężenie muskułów pewnie służy bacznej obserwacji i notowaniu reakcji – słyszymy. Widząc rozedrganie decyzyjne krajów NATO, w efekcie Moskwa stale pogłębia zakres działań destabilizujących.