Pani Ewa nie na żarty się przestraszyła, kiedy tuż przed świętami w okolicach jej domu w Żernicy, w ciągu kilku minut, przeleciała seria rakiet dymnych, które wylądowały nieopodal padoku z końmi. Zwierzęta wpadły w panikę. - Moim zdaniem, te środki pirotechniczne wystrzelone zostały z poligonu przy ul. Ku Dołom – mówi gliwiczanka. - Nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby wylądowały między samochodami. Murowana katastrofa drogowa.
Wojsko przekonuje, że to nie jego sprawka. - Jednostki z garnizonu Gliwice, prowadzące zajęcia w rejonie obiektu szkoleniowego "Wójtowa Wieś", nie wykorzystywały środków pozoracji, mogących spowodować opisane w zgłoszeniu skutki – informuje major Adam Żabiński z 4 Wojskowego Oddziału Gospodarczego w Gliwicach.
Zabudowania pani Ewy są ostatnimi przy ul. Powstańców Śląskich w Żernicy. Za nimi tylko padok, gdzie wypasają się konie, około dwustumetrowy pas ziemi uprawnej i autostrada A4. Za nią z kolei, w odległości kilkuset metrów, znajduje się poligon "Wójtowa Wieś".
- W Żernicy jesteśmy już przyzwyczajeni do sąsiedztwa poligonu i prowadzonych na nim działań szkoleniowych, wybuchów, trzęsących się szyb w oknach, ale po raz pierwszy zdarzyło się, że ćwiczenia przeniesiono na teren prywatny - twierdzi pani Ewa.