Najnowsze samoloty szkolno-bojowe polskiej armii, koreańskie FA-50, przez kilka miesięcy były uziemione. To efekt zaniedbań i błędów wynikających z kontraktu podpisanego przez poprzedniego ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Kłopotów z południowokoreańskimi myśliwcami jest znacznie więcej. — Obecnie są dla sił powietrznych większym problemem niż korzyścią — twierdzą piloci w rozmowach z Onetem.
Kontakt do autorów: marcin.wyrwal@redakcjaonet.pl; edyta.zemla@redakcjaonet.pl
Z naszych informacji wynika, że w połowie marca, po prawie trzymiesięcznej przerwie, zakupione w Korei Południowej myśliwce FA-50 znowu mogły wznieść się w powietrze. Zapytane przez nas o uziemienie tych maszyn Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że "Dowódca Generalny nie wstrzymał formalnie lotów na tym typie samolotów", jednak "strona koreańska potrzebowała czasu na dostarczenie dodatkowej dokumentacji".
Kilka tygodni wcześniej gen. Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, publicznie przyznał, że loty tych maszyn zostały wstrzymane, a umowa na ich zakup, zatwierdzona przez poprzednie kierownictwo resortu obrony, została tak podpisana, że dziś trzeba czasu i pracy, by te niedociągnięcia naprawić.