Osoby w wieku 15–24 lata są najmniej szczęśliwą grupą spośród wszystkich. To już kolejny dowód na to, że z najmłodszym pokoleniem dzieje się coś złego. I nadal nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić.
Magdalena Miecznicka, autorka powieści „Szczęście”, rozkłada tytułowe pojęcie na czynniki pierwsze: bohaterowie, para 40-latków z dwójką dzieci, żyją w przedwojennym domu w prestiżowej dzielnicy, pracują w równie prestiżowych zawodach (on – architekt, ona – redaktorka z przerwą w karierze na wychowywanie dzieci). A jednak są głęboko nieszczęśliwi: ciągle zmęczeni, zirytowani, znudzeni sobą, wiecznie skłóceni. Gdzie sielanka? Gdzie zadowolenie z jakości życia?
Z gromadzonych od lat na całym świecie statystyk na temat subiektywnego poczucia szczęścia w różnych grupach wiekowych wyłania się właśnie taki obraz 40-latków: przemęczonych i niezadowolonych z życia, wiecznie niemających na nic czasu, obciążonych rutyną, obowiązkami rodzinnymi i służbowymi.
Młodzi mają własny „kryzys wieku średniego”
Tegoroczny World Happiness Report, opracowany m.in. przez badaczy z Oxfordu i opublikowany symbolicznie w Międzynarodowy Dzień Szczęścia, ponownie potwierdził tę tendencję. Zastanawiające jest w nim co innego. Badania pokazały niepokojącą zmianę w ocenie zadowolenia z życia w najmłodszym pokoleniu w kilku krajach: USA, Australii, Nowej Zelandii. Z badań gromadzonych w latach 2021–23 wynika, że dziś osoby w wieku 15–24 lata są tam najmniej szczęśliwą grupą spośród wszystkich. To zwrot o 180 stopni w porównaniu do badań z lat 2006–10. Wcześniej najmłodsi Amerykanie, Australijczycy i Nowozelandczycy byli najszczęśliwsi w porównaniu do innych pokoleń. Jak to skomentował jeden z analityków w brytyjskim dzienniku „The Guardian”: zachodnia młodzież przeżywa dziś coś więcej niż kryzys wieku średniego.