Relacje polsko-rosyjskie stały się zakładnikiem agresywnej, neoimperialnej i rewanżystowskiej polityki Moskwy. Kryzys w relacjach dwustronnych jest tak głęboki, że kontakty polityczne są w istocie sparaliżowane. Nie jest to jednak winą PiS-u.
Gdy Prawo i Sprawiedliwość dochodziło do władzy w 2015 roku, można było obawiać się pewnego ochłodzenia relacji z Unią Europejską, ale równocześnie mieć nadzieję na większy niż w wypadku Platformy Obywatelskiej realizm w polityce wschodniej. Obiektywnie bowiem prawica miała z jednej strony pewne antyeuropejskie naleciałości, ale zarazem to ona, a nie liberalna opozycja słusznie w przeszłości dostrzegała zagrożenie płynące ze strony Rosji.
Niestety, regres w relacjach z partnerami zachodnimi - nie licząc oczywiście Stanów Zjednoczonych - okazał się na tyle głęboki, że w efekcie doszło do osłabienia pozycji Polski również na Wschodzie. Siła Polski za wschodnią granicą jest tymczasem w znacznym stopniu (choć nie wyłącznie) funkcją naszych relacji z Brukselą, Berlinem, Paryżem i innymi. Nie bez znaczenia oczywiście jest też Brexit i związane z nim osłabienie zazwyczaj współbrzmiącego z polskim głosu Londynu w polityce wschodniej Unii Europejskiej.